Nie wiem co miałam robić.Znajdowałam się w szczerym polu.Nie widać tutaj było żadnej żywej duszy,jedynie co to słychać było śpiew ptaków.Dookoła były pola lawendy i sady.Dzień był przyjemnie ciepły.Droga którą szłam była wyłożona kamieniami co nie ułatwiało szybkiego poruszania się.
Zrzuciłam na ziemię spalonego papierosa i ugasiłam butem.Nagle usłyszałam warkot silnika.Odwróciłam się w stronę z której szłam.Z oddali nadjeżdzał jakiś samochód.Wystawiłam kciuk i zczęłam nim pospiesznie wymachiwać.Wiem że jazda na stopie nie była zbytnio bezpieczna bo można w końcu trafić na jakiegoś napaleńca,ale nie miałam innego wyjścia,a do Zayna nie miałam zamiaru wracać.Samochód coraz bardziej się zbliżał.Był to czerwony ford z szyberdachem.Jechał tak szybko że wątpiłam że się zatrzyma.Ale jednak.Stanął idealnie przedemną tak że miała klamkę na wyciągnięcie ręki.Już sięgałam aby otworzyć drzwi ale zawachałam się gdy usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
-Widzę,że ktoś tu się zagubił-powiedział ze swoim aroganckim uśmieszkiem.
-Mi też miło Cię widzieć Tom-powiedziałam siadając obok niego.
Wyglądał tal masakrycznie seksownie że przez chwilę zapomniał jaki z niego debil.Miał na sobie białą koszulę,z porozpinanymi górnymi guzikami,co ujawniało kawałek jego klaty.Czarne rurki,i jeansowe air maxy.Jego brązowe włosy były łobuzersko poczochrane.Ale gdy przypomniałam sobie co zrobił dla Ann cały czar prysł.Od tej pory skupiałam się jedynie na drodze przed nami.
-Widzę że Zayna mamuśka Cię wkurwiła?
Ledwo dosłyszałam jego słowa bo jechaliśmy z dużo prędkością i łomoczący wiatr, wszystko zagłuszał.
-Nie powinno Cię to interesować-powiedziałam nawet nie spoglądając na niego.
On tylko zaśmiał się donośnie.
-Rozumiem że zmierzamy do tego samego celu?-zapytał nakładając stylowe RayBany bo słońce zaczęło coraz bardziej dopiekać.
-Jeżeli mówisz o firmie to tak-westchnęłam-A tak wogól co robisz na takim za dupiu?
-To samo co ty-wysłał mi cwaniacki uśmiech.
-Byłeś u Zayna?-zapytałam zdezorientowana.
-Nie-zaśmiał się-u swojej "drugiej połówki".
Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia.Chciałam uciec jak najdalej od niego i zwymiotować.Przecież on ma dziecko z Anabell!!!! Jeszcze niedawno bzykał się z nią,a teraz ugania się za inną laską? Masakra.Mam nadzieję,że nie poznał uczuć które odczuwałam bo odrazu przybrałam pokerową maskę.
-Kolejną?-zapytałam zanim ugryzłam się w jezyk."Serio muszę mieć tak nie wypażoną gębę?",zapytałam sama siebie.
Wysłał mi pytając spojrzenie ale ja tylko wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok.Mam o tym powiedzieć dla Ann? Może ona o tym wiedziała i dlatego nie chce mu nic mówić? Nie,przecież powiedziałaby mi o tym.Gdy jej to opowiem na pewno wyjedzie.Kompletnie nie wiedziałam co robić.W końcu postanowiłam to przetrawić i spokojnie, w samotności pomyśleć o tym w domu.
-Szczęścia.A od kiedy jesteście razem?-zapytałan udawając nonszalancję lecz bałam się odpowiedzi.
-Około 4 miesięcy.
Teraz już nie wytrzymałam.
-Zatrzymaj się!-krzyknęłam.
On zdezorientowany szybko spełnił moje życzenie.Wyskoczyłam z samochodu jak popażona.Odbiegłam od niego o pare metrów i ukucnęłam na ziemi.Oddychałam szybko nie mogąc złapać oddechu.
-Co jest?-zabaczyłam podchodzącego do mnie Toma.
-Nie zbliżaj się!-krzyknęłam,całkowicie siadając na ziemi.
Zatrzymał się patrząc na mnie jak na wariatkę.
Chciałam już mu powiedzieć że dalej dotrę sama,ale to by było kompletnie bez sensu.Mógłby się czegoś domyślić ale narazie tego nie chcę do póki nie uzgodnię wszystkiego z Anabell.Zresztą wytrzymam z nim jakoś tą podróż i cały dzień w biurze...
-Dobra możemy już jechać-powiedziałam przywołując na swoją twarz sztuczny uśmiech-źle się poczułam i nie chciałam obświnić ci tapicerki-dodałam nonszalacko wsiadając po ra kolejny do auta.On zaraz postąpił tak jak ja i usiadł za kierownicą.
-Może jesteś w ciąży?-rzucił uśmiechając się szyderczo i odpalając samochód.
Prychnęłam znacząco i pokręciłam głową.Co za ironia.
Reszta podróży minęła bez żadnych rozmów.Wolałam go o nic więcej nie pytać.Jeszcze by się okazało że z tą "drugą polówką" wziął ślub dwa tygodnie temu bo ona urodziła jego dziecko.Lub coś jeszcze gorszego.Grzecznie podziękowałam za podwózkę gdy mnie wysadzał pod firmą i sam pojechał zaparkować auto.
Zwinnie i szybko przemieszczałam się pomiędzy tłumem ludzi w głównym holu.Chodź zawsze ich tak dużo tu było to pożądek i tak był perfekcyjny.Nie wiem jak służby sprzątające to robiły ale teraz mało mnie to obchodziło, bo miałam na głowie o wiele ważniejsze sprawy np. unikać Zayna przez cały dzień.Dobra wiem, to nie było dobre wyjście z zaistniałej sytuacjii ale miała też Ann na głowie.
Wśliznęłam się do wolnej windy i nacisnęłam odpowiedni guzik.Marzyłam tylko o tym,żeby nikogo nie spotkać.Niestety w ostatniej chwili do windy wbiegł Andrew.
Niski,o blond włosach chłopak.Miał około 18 lat.Był uroczy i słodki.Chodź na tak młody wiek był jednym z najlepszych i najmądrzejszych facetów od spraw elektronicznych,a w tej firmie byli sami najlepsi w kraju.Polubiłam go od chwili zpoznania się.Gdyby nie wolił mężczyzn od kobiet i ja nie byłabym związana z Zaynem (i w pewnym sensie z Niallem) może byśmy się trochę bardziej zaprzyjaźnili.
-Hej Rose-powiedział witając mnie swoim promiennym uśmiechem i wciskając najwyższy guzik.
-Hej Andrew-uśmichnęłam się-jedziesz do Malika?
-Tak,mam do oddania dla niego bardzo ważne papiery-wskazał trzymaną w prawym ręku teczkę której wcześniej nie zauważyłam.
-Szczęścia-dodał po chwili poklepując mnie wolną ręką po moim ramieniu.
Wysłałam mu pytające spojrzenie.
-No z Zaynem-uśmiechnął się jeszcze szerzej-niezłe z niego ciacho ale nie mój typ.
Na szczęście winda otworzyła się na moim piętrze i uratowała z tej niezbyt komfortowej, jak dla mnie rozmowy.
-Dzięki- powiedziałam wychodząc z windy-Do zobaczenia.
-Pa.
Pomknęłam szybko przez długi korytarz do biura.Nacisnęłam klamkę i weszłam.Widok który tam zobaczyłam był powalający.Anabell nachylała się nad siedzącym Tomem.Ich usta były złączone.Zażarcie się całowali.Zrobiło mi się strasznie nie dobrze.
-Nie dobrze mi-pisnęłam i pobiegłam do najbliższej toalety.
Zamknęłam się w jednej z wolnych kabin i jednym słowem puściłam pawia.Nie wytrzymałam.To wszystko dzieje się jak w jakiejś telenoweli.Jak ona mogła? Mało co nie popełniła przez niego samobójstwa,a teraz z nim tak poprostu się obmacywała? Bleeee. Musiałam z nią jak najprędzej porozmawiać.
Gdy ogarnęłam się i mogłam pokazać do ludzi weszłam do naszego wspólnego biura.Tom i Ann siedzieli spokojnie na swoich miejscach "kompletnie pochłonięci" pracą.Przechodząc obok jej biurka spiorunowałam ją wzrokiem,a ona wysłała mi pytające,niewinne spojrzenie.Przewróciłam oczami.Żałosne.
Dwie godziny ciężkiej pracy minęły bardzo szybko.W całkowitej ciszy.Właśnie chciałam zbierać się na przerwę i zabrać ze sobą Ann ale niestety ktoś mi przeszkodził.
-Rose skończyłaś już?
Spojrzałam w stronę drzwi,a za moim wzrokiem powędrowało także spojrzenie Toma i Ann.
-Nie mam jeszcze mnóstwo pracy-skłamałam udając wielki smutek.
-Nieee,przecież chciałaś iść na przerwę-powiedział nonszalacko Tom.
Spojrzałam na niego.Na jego twarzy wykwitł złowieszczy uśmiech.Debil.
-Jasne już idę.Dokończę potem.-powiedziałam słodko patrząc mu prosto w oczy.
Wstałam z gracją z krzesła,łapiąc torebkę.Przeszłam obok biurka obojętnie mijając Toma i Zayna.Szłam cały czas przed siebie.Zayn dogonił mnie gdy wchodziłam do windy.Nacisnęłam odpowiedni przycisk i oparłm się o ścianę.On też się oparł na przeciwko mnie.
-O co chodzi?-zapytał patrząc mi w oczy.
Zobaczyłam w nich ból i rozpacz.
-Pobiłeś swojego ojca?-zapytałam tonem który sam mnie przeraził.Odwrócił wzrok i twarz.
-To nie jest tak jak myślisz-westchnął-on..on był napity.Chciał uderzyć jedną z moich sióstr-widziałam jak przechodzi go dreszcz obrzydzenia-Matka stała i się patrzyła...musiałem coś zrobić.
Coś we mnie pękło.Wiedziałam że Zayn by tego nie zrobił od tak.Dopiero teraz to sobie uświadomiłam...dopiero.Jak mogłam się tak zachować? Tak nie czule postąpić? Widziałam jak wiele emocjii przewija się przez jego twarz.Ostatecznie stanęło na nadziei.
-Przepraszam-szepnęłam podchodząc do niego i delikatnie łącząc nasze usta.
On objął mnie swoimi silnymi ramiona i tkwiliśmy w takim uścisku do chwili gdy winda oznjamiła,że czas wysiadać.Wyszliśmy z budynku i przeszliśmy na drugą stronę ulicy gdzie znajdował się Starbucks.Pogoda była idealna do posiedzenia na dworze niestety wszystkie miejsca były zajęte.Weszliśmy do środka lokalu.Tu także z trudem znalazłam miejsce w kącie gdy Zayn poszedł złożyć zamówienia.
Skończyłam już pracę.Właśnie wkładałam papiery do torby które musiałam zakodować w domu, gdy nagle usłyszałam uwodzicielski głos Toma.
-Ann podwieźć Cię do domu?
Spojrzałam na dziewczyne,która z kolei wpatrywała się w Toma maślanymi oczami i ogromny uśmiechem.Znałam jej odpowiedź.
-Niestety,Ann idzie ze mną-wtrąciłam szybko,bo jej usta już się otwierały.
Spojrzała na mnie jakbym jej zabiła matkę.Myślałam że się zaraz na mnie rzuci,ale ja to zignorowałam i przeniosłam wzrok na Toma.Wysłałam mu szyderczy uśmiech,którym on mnie zawsze obdarzał.
-Okey.Jasne.To już idźcie.Ja jeszcze zostanę i wszystko poogarniam.
Pożegnałam go krutko i wyszłam z pomieszczenia.Usłyszałam za sobą przesłodzone "Cześć" Annabell.Przewróciłam oczami i weszłam do windy,a zaraz za mną rudowłosa.
-Co to miałobyć?-zapytała gniewnie.
-Kurwa.Co TO miało być?-wskazałam na jej malinkę na szyi-Nie myślałam że jesteś AŻ TAK naiwna-nacisnęłam na przed ostatnie słowa.
-Dobra nie będziemy gadać w windzie..może chodźmy do parku?-zaproponowała chłodnym głosem wychodząc z windy.
Posłusznie przytaknęłam i ruszyłam za nią.Nie miałam za wielkiej ochoty na szlajanie się ale nie mogłam nic więcej zrobić.W końcu chodziło o kogoś mi bliskego...