-Cześć Niall-powiedziałam uprzejmie na widok blodyna.
-Rose co to był za facet i co się stało z twoją nogą-powiedział zdenerwowany i spięty.
-Opowiem Ci w środku-żuciłam wchodząć do klatki.
Nie czekałam aż zacznie się ze mną kłócić na środku chodnika i wszyscy przechodzący patrzyli na nas jak na debili.Posłusznie wszedł ze mną do windy i dopiero w moim mieszkaniu jeszcze raz zpytał.Posadziłam go na kanapie i dałam mu wodę do picia.Traktowałam go jak małe dziecko i to go denerwowało i jeszcze bardziejgo spinało ale porostu grałam na czas.Nie wymyśliłam jeszcze odpowiedzi oczywiście nie prawdziwych na zadane mi pytania.Starałam się jak najdłużej przedłużać żeby zdążyć coś wymyśleć.
-Rose do cholery,usiądź-warknął zdenerwowany stawiając z siłą szklankę na stół i ciągnąc mój nadgarstek tak abym opadła na kanape obok niego.
Nadał nie wymyśliłam żadnych sensnych wymówek więc postanowiłam powiedzieć prawdę ale bez szczegułów i zachowywać spokój.
-Odpowiesz w końcu na te pytania?-powiedział powstrzymując się przed krzyknięciem.
-Ależ oczywiście-odpowiedziałam spokojnie z uśmiechem-więc tak zacznijmy od początku...Kim był ten chłopak który mnie tu przywiózł-westchnęłam-kolegą z pracy,a co do mojej nogi to postanowiłam trochę zadbać o kondycje i wybrałam się na siłownie ale niestety wypadłam zbieżni i ją skręciłam.KONIEC!-powiedziałam spokojnie i sympatycznie ale nerwy już mi puszczały bo po Nialla mine rozumiałam że nie do końca mi wieży.
-Coś jeszcze?- żuciłam przez zęby.
-Uważaj na tego chłopaka-powiedział spokojnie ,zakładając włosy które opadły mi na twarz za moje ucho.
Kochałam jak to robił.
-Na Toma? On jest w porządku-powiedziałam udobruchana.
-Ale miej oczy do okoła głowy-uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Czułam że znowu jesteśmy blisko bo przez ostatnie dni oddalaliśmy się od siebie ale teraz wszystko wraca do normy.Przytuliłam się mocno do jego torsu na co on jeszcze mocniej do mnie objął.Trwaliśmy w takiej pozycji pare chwil aż w końcu nagle oderwałam się od niego.
-Masz nowy tatuaż!-prawie krzyknęłam widząc na jego prawym ramieniu wytatuowaną literę K.
-Aaaa żeczywiście w sobotę byłem u Ryana-Ryan to jego ulubiony tatuażysta i kolega.
Nagle coś mnie olśniło.W sobotę Kat też sie wybierała ze swoim chłopakiem do tatuażysty i jeszcze do tego Niall wytatuował pierwszą literę jej imienia.....ale nie to nie było możliwe.Gdyby miał kogoś powiedziałby mi o tym ale jednak.Poczułam jakby jakaś część mne straciła wiare w dalszy sens mojego życia gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe.Czy to możliwe że traktowałam Nialla jako kogoś więcej niż przyjaciel? W tej chwili nie wiem.W mojej głowie zapanował kompletny mętlik.Chciałam jak najszybciej zostać sama i wszystko spokojnie przemysleć.
-Rose co ci jest?-zapytał zaniepokojony Niall.Rzeczywiście trochę się zawiesiłam i zrobiłam się bledsza.
-Yyy tak tak...a czemu akurat litera K?-postanowiłam od razu wziąć go na przesłuchanie.Po co miałabym zwlekać?
-Poprostu...zawsze lubiłem tą literę-ledwo wyjąkał te pare liter.Nigdy nie umiał kłamać.
Aha-odpowiedziałam jakby mnie przekonał-w sobotę spotkałam taką fajną dziewczynę na siłowni...może znasz Kat Nelson?-zapytałam tak jakbym niczego się nie spodziewała.
Na to imię i nazwisko cały zaczął się rumienić i był ostro zdziwiony moim pytaniem.Wiedziałam.Mój najgorszy scenariusz się sprawdził...Niall jest z Kat.Od razu fala łez napłynęła mi do oczu ale ze wszystkich sił próbowałam zachować spokój.
-Wiesz co ja już będę leciał-powiedział szybko,dał mi całusa w czoło i pospiesznie wyszedł.
Wraz z zatrzasknięciem się drzwi rzuciłam się na łóżko.I zakryłam twarz w poduszce.Łzy ciękły mi alejkami a ja żadnym sposobem nie mogłam ich zatamować.Właśnie największa szansa mojego życia została zwinięta mi pod nosem.Byłam załamana.Leżałam płacząc tak pare godzin aż w końcu wyszłam na balkon żeby zapalić.Było już dosyć chłodno więc nażuciłam na siebie koc.Stałam na zewnątrz trzymając papierosa pomiędzy wargami gdy nagle usłyszałam sygnał przychodzącego smsa.Wyżuciłam resztkę za barierkę balkonu i weszłam do środku.Skierowałam się do szadki nocnej i chwyciłam telefon.Szybko odczytałam wiadomość.
"W sobotę bądź gotowa"
/Zayn
Nie.Tylko nie on...Dobrze wiedziałam o co mu chodziło.W końcu przecież musi wykorzystać zdolność kierowania moim życiem intymnym.Nie wytrzymam takiego znieważenia mnie.Chciałam uciec z tąd jak najprędzej i gdzieś daleko.Ale dokąd?Nie mam żadnej rodziny...chyba że hotel.Nie to by było bez sensu.On z łatwością mógłby mnie odnaleźć.Przerażona i bezbronna usiadłam na skraju łóżka.Kolejne krople łez popłynęły z moich oczu.Wiedziałam że nic nie mogę zrović.Siedziałam tak i patrzymał się w jeden punkt.W końcu zasnęłam z nadzieją że to wszystko to zły sen.
Kolejny dzień nie był lepszy.Moje oczy były napuchnięta,a głowa bolała mnie jak po niezłej imprezie.Poszłam do łazienki żeby się odświeżyc bo wczoraj wieczorem nie miałam na to sił.Makijażem zakryłam wszystkie dowody świadczące o moim płaczu.Wyjęłam z szafki pierwsze lepsze ubrania bo nie miałam sił szukać czegoś ciemawego,a zreszta skręcona kostka mi tego nie ułatwiała.Zjadłam pożądne śnadanie bo od wczoraj gdy wróciłam nie miałam nic w ustach.Wyszłam z domu dosyć wcześnie bo spacerkiem przez park,spokojnie chciałam dotrzeć na przystanek metra.Szłam Aleją Zakochanych.Jest to najlepszy fragment jednej z bocznych dróżek.Rosło w niej pełno czerwonych,białych i różowych róż oraz tulipanów.Ich zapach wypełniał moje nozdrza co powodowało u mnie przypomnienie czasów gdy chodziłam z moim pierwszym chłopakiem za ręce po tej ścieżce.Było cudownie.Mieliśmy wtedy po trzynaście lat,a poznaliśmy się na jakiejś wycieczce szkolnej.Musieliśmy zakończyć nasz związek bo on wyprowadził się z mojego osiedla,a związek na odległość nie miał zbytniego sensu.Od tamtej pory jestem sama i chodzenie po tej alei przypomina mi o tym że kiedyś nie byłam aż tak beznadziejna i znalazłam sobie kogoś.Po paru minutach doszłam do celu,a metro odrazu przyjechało.W środku był tłum ale jakaś miła dziewczynka ustąpiła mi miejsca ze względu na moją chorą nogę.W końcu nadszedł czas na mój przystanek.Z małym problem wyszłam z transportu i ruszyłam w stronę wieżowce który znajdował się tuż za rogiem.Gdy znalazłam się w środku poszłam odrazu w stronę windy.Tym razem nawet nie próbowałam przywitać się z naburmuszoną sekratarkę którą przejechała po mnie swoim wściekłym wzrokiem za brak szcunku.Udawałam ze tego nie widziałam...W windzie zastanawiałam się nad przyciśnięciem guzika z cyfrą.Jechać do Malika czy odrazu do biura? Wybrałam opcje nr 2.Nie miałam ochoty go widzieć szczególni po wczorajszyn smsie.Gdy dotarłam na wyznaczone przezemnie piętro ruszyłam długim kotytarzem do pomieszczenie ulukowanego na jego drugim końcu.W środku znajdował się Tom zapatrzyony w komputer.Byłam zdziwiona że powiedział do mnie "cześć" bo wyglądał tak jakby wogóle nie zobaczył mojego przybycia.Odpowiedział tym samym zawieszając torebkę na krześle na które następnie usiadłam.
-Co mam robić?-zapytałam z nadzieją że dzisiaj będzzie delikatnie bo w mońcu pierwszy dzień.
Zobaczyłam jak chwyta wielką stertę papierów ze swojego biurka i kładzie na moim.
-Wpisz dane tych osób do wyszukiwarki M&Z.- poprostu znowu zatopił się w ekranie komputera.
Spojrzałam na niego i papiery.Nie no debil.Jak może dawać mi tyle pracy w pierwszy dzień? Nie no wiedziłam że będzie ciężko ale nie odrazu.Gdy sięgałam po pierwszą kartkę do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna.Miała długie rude włosy i piegi.Była wysoka i chuda.Podeszła do mnie pędem i mnie przytuliła.
-Jestem Anabell Rocky-jej uścisk z każdą chwilą robił się coraz bardziej mocny.
-Rose Tomson... miło mi-ledwo się przedstawiła bo moje usta zapychały jej włosy.
-Ann puść ją-powiedział rozchichotany Tom.
-O matko przepraszam-powiedziała puszczając mnie.
Odetchnęłam z ulgą i się uśmiechnęłam na myśl jak to musiało wyglądać.
Annabel rozejrzała się po biurze aż jej duże,niebieskie oczy zatrzymały się na tej nieszczęsnej stercie papierów.
-O Jezusie Święty....Tom czy ty tyle jej dałeś do roboty?-zapytała oburzona rudowłosa.
-Musi od czegoś zacząć-powiedział znowu wciągnięty przez komputer.
-Idiota-mruknęła dziewczyna i chwyciła połowę mojej pracy w swoje smukłe dłonie-Nie martw się nie zawsze taki jest-powiedziała z lekkim uśmiechem i odeszła do swojego biurka i ja usiadłam przy swoim.Jest cudowna.Możliwe że dzięki niej nie będę musiała siedzieć tutaj do nocy....
sobota, 21 czerwca 2014
Rozdział 10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz